Dzisiaj poruszę inny temat, jest to problem który każdy z nas ma co jakiś czas, a mianowicie PRZESZKODY. Droga którą obraliśmy kosztuje nas wiele wyrzeczeń i postanowień, które raz łatwo utrzymać gdy znowu kiedy indziej robimy to resztkami sił, bądź nawet ulegamy pokusom. Otaczający nas świat niestety nie sprzyja tej wewnętrznej walce, wszędzie czy to reklamy niezdrowego jedzenia (wyglądającego przepysznie), słodkości, alkohole, imprezy itp itd. Do tego dochodzą znajomi którzy (szczególnie na początkach naszej podróży) często odwodzą nas od naszych postanowień (ej jutro trening zrobisz chodźmy dzisiaj na bro, albo dawaj do maca zjemy), zazwyczaj zwyczajnie przez brak zrozumienia tego co robimy.
Niestety nasz świat dosłownie został wywleczony na lewą stronę i nawet przestali nam mydlić oczy że tak jest, bo tak mocno wierzymy że wszystko jest ok. Nie będę się rozpisywał na ten temat szerzej, zamknijmy się naszym świecie fitnessu teraz i zastanówcie się czy rzeczywiście wszystko jest ok gdy zdrowy tryb życia stał się opcją po którą sięga nie wielu ?! Takiej sytuacji być nie powinno! Tymczasem to wszystko co złe, stało się tak normalne i codzienne, że właściwe postępowanie stało się czymś 'odmiennym, dziwnym często też nie zrozumiałym'. Cieszy mnie jednak niezmiernie to że mimo wszystko jest nas garść która już to widzi, a dzięki nam kolejne osoby zaczynają tez to dostrzegać! :) Jak pozostać w postanowieniu i kontynuować podróż, pomimo przeszkód?
Przede wszystkim pamiętajcie po co zaczęliście, jaki cel był w waszych głowach gdy podjęliście decyzję o zmianie, musimy stale 'podrzucać do ognia' aby nie zgasł. Po drugie zaufajcie intuicji! Trwanie w postanowieniu to jedno, ślepe trwanie w postanowieniu to fanatyzm. O co mi teraz chodzi? Otóż chodzi mi o to co powtarzam w prawie każdym poście, to co robicie musi sprawiać wam przyjemność, serce musi się zgadzać z tym co robicie. Nie bądźcie dla siebie zbyt ostrzy jeśli po 3 tygodniach np. crossfitu stwierdzicie że to nie dla was, oczywiście wszystkiemu trzeba dać szansę i najlepiej kazdy program czy sport wypróbować przez kilka miesięcy, ale własnie czy na prawdę mamy się zmuszać gdy coś wyraźnie nam nie leży? NIE! I nie będzie to oznaka słabości, nie ma jednej drogi dla każdego, każdy ma swoją, więc szukajcie tego co będzie do was pasowało.
Najważniejszym czynnikiem wpływającym na nasz sukces w jakiejkolwiek dziedzinie to systematyczność i regularność, to nie podlega wątpliwości. Jak się to jednak przekłada na rzeczywistość? W rzeczywistości jest tak że istnieje jeszcze trzeci czynnik czyli odpoczynek, potrzebujemy odpoczynku, choćby był to jeden dzień w miesiącu to go potrzebujemy, ponieważ działa on jak reset dla naszego organizmu (a wiecie jak potrafi zamulić się komputer który pracuje bez przerw :). Opuszczenie jednego treningu nie zmieni Twojej sylwetki... tak jak zrobienie jednego treningu, to zdanie pięknie pokazuje istotę tego problemu ponieważ mówi wprost że możesz czasami odpocząć jednak pamiętaj że miarą sukcesu końcowego będzie suma włożonej w niego pracy. Nie na mawiam do opuszczania treningów czy poluzowania diety! Chcę tylko byście wiedzieli że możecie czasem dać sobie wolne, jednak zawsze z głową, nie odpuszczamy nagle wszystkiego na jakiś czas! Słuchajcie swojego ciała, słuchajcie intuicji! Wszyscy miewamy gorsze dni, czy mam wtedy iść i zrobić trening jak w każdy inny dzień? NIE! Masz posłuchać siebie i dostosować się, jeśli masz zły dzień, pełen stresu i nerwów to wyładuj się z siebie wszystko na siłowni, połam sztangi, zjedz hantle, wypruj z siebie żyły ( ;) ), jeśli jednak masz zły dzień bo atakuje Cię choróbsko, oddziałuje na Ciebie złe ciśnienie, brak snu poprzedniej nocy itp itd czy masz zrobić trening jak w każdy inny dzień? NIE! Zrób lżejszy trening, spróbuj innej aktywności, odpocznij, zbierz myśli. Zawsze ale to zawsze słuchaj swojego ciała, słuchaj intuicji, w tym sztucznym świecie zapomnieliśmy jak podążać za głosem serca ale na szczęście jest to proces odwracalny :). Nie idź ślepo za tłumem, podążaj ślepo za swoją intuicją, za swoim sercem. To samo tyczy się diety, na siłę żadnej nie wprowadzimy (myślę że biegunki, złe samopoczucie itp itd każdy z nas od razu odbierze jako sygnał że 'o ta dieta nie jest dla mnie'), bywają też dni gdy nie jesteśmy w stanie czegoś przełknąć mimo iż jesteśmy na tej diecie od 5 miesięcy i czujemy się na niej rewelacyjnie, nie napychajmy się wtedy na siłę, katabolizm nie jest taki straszny jak go malują :) (temat na jeden z kolejnym postów).
Przepraszam jeśli odbierzesz ten wpis jako 'chaotyczny', sam go trochę tak odbieram, jednak postanowiłem pisać tego posta w sposób surowy, tak jak mówi mi intuicja :) (też ciągle uczę się jej słuchać :) )
Pozdrawiam
KR
0 komentarze:
Prześlij komentarz